Błąd przeżywalności pojawia się częściej niż myślisz

Nie, nie chodzi o to, że żyjąc popełniamy błąd.

Picture_of_Schopenhauer
Nie zgodziłbym się, ale to i tak bez znaczenia.

Zacznijmy od Wikipedii (pro źródła for teh win!): Błąd przeżywalności (ang. survivorship bias, survivor bias) – błąd logiczny, polegający na opieraniu się w rozumowaniu na dostępnych danych, bez brania pod uwagę ukrytych przyczyn, dla których mogą być one niereprezentatywne.

A można prościej?

Można. Można nawet obrazkiem.

Survivorship-bias

W czasie Drugiej Wojny Światowej analitycy zmapowali uszkodzenia bombowców. Plan był taki, żeby na podstawie wyniku dodać trochę pancerza do krytycznych miejsc samolotów i tym samym poprawić bezpieczeństwo. Na szczęście matematyk Abraham Wald zwrócił uwagę na jeden kluczowy fakt – opancerzenie należy dodać nie do miejsc opisanych na czerwono (czyli statystycznie najczęściej uszkodzonych wśród bombowców wracających z misji bojowych) ale przeciwnie do miejsc będących „białymi plamami” ponieważ samoloty trafione tam już nie wróciły do baz, a tym samym nie były brane pod uwagę w badaniach uszkodzeń. Jak to ładnie powiedział lata później dziennikarz David McRaney – gdy niewidoczna jest porażka, nie widać również różnicy między sukcesem a porażką.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ludzie są ekspertami w profesjonalnym niewidzeniu porażek.

„Popatrz, taka piramida stoi 4500 lat, a mój taras się sypie po pół roku. Kiedyś to umieli budować…”

Ile budynków rozsypało się przez ostatnie 4500 lat? Eksperci są zgodni: raczej dużo. Z definicji widzimy tylko te, które do naszych czasów przetrwały. Z definicji nie widzimy tych, które się rozsypały.

Urządźmy sobie czysto teoretyczne zawody w rzucaniu monetą na 50 tysięcy osób. Rzucisz orła – przechodzisz dalej, rzucisz reszkę – odpadasz. Załóżmy, że nikt nie oszukuje, gra jest czysto losowa (sam nie wiem co jest bardziej abstrakcyjne: istnienie takich zawodów czy zakładanie, że ludzie są uczciwi).

Lecimy: pierwszy rzut, przegrani odpadają, zostaje nam około 25.000 zawodników. 11 kolejek później zostanie nam jakieś 12 osób +/- pewna losowa wariacja. Dla uproszczenia przyjmijmy że będzie to „okrągłe” 10 osób. Światowe Top10 w rzucaniu monetą! Żeby dostać się do tego klubu trzeba było 12 razy z rzędu rzucić orła. Nieprawdopodobny wynik! Tak nieprawdopodobny, że media i opinia publiczna wesoło zapominają o tym, że konkurs był zupełnie losowy. W końcu trudno uwierzyć, żeby 12 takich samych wyników z rzędu było dziełem przypadku. Zwycięzcy ogólnoświatowych finałów rzucania monetą stają się celebrytami, ich metody są drobiazgowo analizowane, żeby odpowiedzieć na nurtujące wszystkich pytanie „Jak oni to zrobili?”. Roztrząsamy kto ile spał, kto wstał później, co jedli na śniadanie, czy mieli na sobie czerwoną bieliznę i tak dalej. Świeżo upieczone gwiazdy prawdopodobieństwa piszą poradniki, reklamują płatki śniadaniowe i kremy na porost różnych części ciała a tabloidy żyją ich romansami.

Tylko, że to nadal to nie zmienia jednego prostego faktu: najzwyczajniej mieli farta. Uważamy ich za wyjątkowych bo skupiamy się na nich a nie na 49 990 osobach które z konkursu odpadły.  Słucham? Co mają wspólnego zawody w rzucaniu monetą z rzeczywistością? To zastąpcie rzut monetą decyzją inwestycyjną. Banki i fundusze powiernicze zatrudniają na całym świecie ogromne rzesze trejderów. Tych ludzi jest tak wielu, że jakiś niewielki procent tej grupy nawet podejmując totalnie głupie wybory zostanie ogłoszony geniuszami. Protip: nie są.

Otwierasz gazetę, widzisz wywiad z jakimś tam właścicielem ogromnej firmy. Geniusz, wizjoner, guru biznesu, inspiracja nawet dla lajfkołczów, i tak dalej.

– Jaka jest Pana recepta na sukces?

– Trzeba ryzykować, wyjść poza swoją strefę komfortu. Ja rzuciłem pracę w korporacji, wziąłem kredyt w banku, napożyczałem kasy od znajomych i rodziny, zacząłem składać komputery w garażu. I udało się! Musiało się udać, bo mocno w to wierzyłem. Wystarczy, że będziecie ciężko pracować, wierzyć i nie bać się ryzyka i Wam też się uda, na 100%, jestem tego przykładem.

Drodzy czytelnicy (tak, oboje!) pytanie za 100 punktów: z iloma ludźmi, którzy zaryzykowali i zbankrutowali kolorowe magazyny robią wywiady? No właśnie. (ej, „magazyn porażka” to fanpej na fejsie, nie liczy się). Okej, pracowitość to jest czynnik. Dobry pomysł, motywacja, wiedza to są istotne aspekty. Tylko że fart też jest ważny, podobnie jak zdolność kredytowa, posiadanie rodziny będącej w stanie pożyczyć kasę, lokacja, lokacja, lokacja, timing i milion innych spraw. Wracając do definicji błędu przeżywalności: skupiając się tylko na tych, którym się udało zawężamy sobie pole widzenia i przegapiamy multum ważnych danych, nierzadko kompletnie wypaczamy wyniki.

I to jest morał dzisiejszej bajeczki o pięćdziesięciu tysiącach ludzi rzucających na jakimś wielkim stadionie monetami w nadziei na lepsze życie (jeśli to nie jest najlepsza ever alegoria kapitalizmu to ja nie wiem co nią jest): zawsze starajmy się zwrócić uwagę na jak najszerszy zestaw danych. Unikniemy w ten sposób wielu błędów logicznych jak survivorship bias czy na przykład cherry picking (o którym będzie osobna notka).

Dodatkowo: jeżeli ktoś ma dla Was świetną receptę na sukces, warto jest pomyśleć czego Wam nie mówi. A jeśli proponuje Wam korzystniejszy abonament z tym, że tylko jeśli zdecydujecie się dzisiaj, już teraz, to po prostu się rozłączcie, ale to akurat inny temat.

 

 

Jedna odpowiedź na “”

Dodaj komentarz